Na wszystkich dostępnych w moim pokoju zegarkach dobiega północ, podczas gdy ja siedzę przed monitorem komputera gryząc się z nieprzyjaznymi mi duchami nowej technologii. Moja maszyna do losowania głupich pomysłów (MDLGP – warto zapamietać, jeszcze się przewinie nie raz) wyszła z pomysłem; po co zakałdać nowy blog, jak można zmodyfikować stary! I tak oto mój park miniatur z całą jego zawartością (sztuk 6) odszedł na literacki cmentarz i w wątpliwa niepamieć internetu. Czym się stanie teraz? Jednominutowym blogiem z moich codziennych przeżyć i przemyśleń. Pomysł zaczerpniety od Vodha (dzięki tatku). Czy przeżyje? Czas pokaże. Vodh na pewno, co do bloga mam pewne wątpliwości…

To kolejna próba utrzymania jakiejkolwiek, metaforycznej formy literackiej.  Czasem mam wrażenie, że w wieku jedenastu lat już lepiej pisałam. Tym co mnie pchnęło do heroicznej próby (kolejnej zresztą) przelania moich myśli na kod zerojedynkowy, były pewne słowa, które gdy padły ogrzały moje zimne serce conajmniej do temperatury pokojowej: że ja nawet głupie wyjście do sklepu jestem w stanie ciekawie opisać. Brzmi jak wyzwanie, a ja całkiem lubi wyzwania (w granicy rozsądku i mojego lenistwa).

Dorosły człowiek czyta od 200 do 250 słów na minutę. Po kursie czytania jest w stanie osiągnąć tempo do 600 słów na minutę, ale ja bym potrzebowała dodatkowego kursu bardzo wylewnego pisania i wewnętrznej motywacji. Zostanę w granicy dla normalnych ludzi, dla własnego i własnych czytelników zdrowia. Tak więc zapraszam na jednominutowe spotkanie z moją rzeczywistością w różnych odsłonach. Wszystko, co da sie powiedzieć, da sie powiedzieć prosto, a czego sie nie da powiedzieć, o tym należy milczeć.