Muszę przyznać, że jestem pesymistką. Oh, jakże to fatalnie brzmi! Nie mam na myśli może czystego pesymizmu, takiego, którym odznaczają się ludzie ponurzy czy dotknięci nieszczęściem. Jestem pesymiską teoretyczną – wolę po prostu zakładać gorsze i najwyżej zostać mile zaskoczoną. Mimo to nie widzę świata w czarnych barwach, wręcz przeciwnie. Obierając taki, nie inny punkt widzenia, często jestem mile zaskoczona. Jeśli nie jestem mile zaskoczona, to przynajmniej jestem przygotowana.
Ale jest coś jeszcze w wyobrażaniu sobie mrocznej wersji przyszłości, coś co mnie lekko przeraża. Wydaje mi się to po prostu fascynujące. To główny powód, przez który sięgam tak często po dystopie. Jest to idealne przeciwieństwo utopii, wizja świata, który zniszczył, niszczy albo jest bliski zniszczeniu ludzkości. Albo na odwrót: to ludzie go niszczą. W zasadzie często nie trzeba nawet w tym roli samego świata, bo jak to ujęto juz dawno temu „człowiek człowiekowi wilkiem”. Dystopie są historiami o ekstremalnych warunkach i skrajnych przypadkach, ale jedno trzeba pamętać – nie ma książek całkowicie stworzonych przez umysł człowieka i każda, choćby w najmniejszym stopniu, opiera sie na faktach. To prawda, co udowadnia chociażby fakt, że
Orwell swoją mroczną wizję z „Roku 1984” opierał na ówczesnych (1948) wydarzeniach w Hiszpanii. Ktoś powie „hej, w tych czasach to przeciez już tak nie wygląda!”. Co odpowiem? Żeby się rozejrzał, bo może to jeszcze nie rok 1984, ale czasami mam wrażenie, że jesteśmy blisko.
Dzisiejszy odcinek sponsorowany przez podtytuł „Woda jest mokra” i tatka, który demaskuje oczywiste tytuły.
Tu mi sie nie zgadza. Rok 1984 zostal wydany w 1949 roku.
Aww jiz, to jakaś konspira.
A tak serio to sluszna uwaga. Za duzo sie w czasie cofnelam.
Nie, dobrze napisałaś – wydany w 1949, ale napisany rok wcześniej, zresztą stąd przecież wziął się tytuł. Natomiast błąd wkradł się gdzie indziej – Wojna domowa w Hiszpanii, podczas której Orwell zrobił swe spostrzeżenia o rewolucji, trwała w latach 1936–1939, w 1948 rewolucja była już utopiona we krwi.
Do „Roku 1984” może jest blisko, ale „Nowy wspaniały świat” mamy już od dłuższego czasu. To o tyle niepokojące, że do przeciwstawiania się śmieciowej przyjemności serce rwie się jakoś mniej. 😉
Mamy dziś jakąś dziwną mieszankę wizji Huxleya i Orwella, ale chyba jednak „wygrywa” ten pierwszy. Dziś nawet narzędzia inwigilacji są całkowicie dobrowolne .
To się realizm nazywa. A z dwojga złego, wolę świat orwelowski niż Running Mana.
Oh wait.
Hello, cutie pie. One of us is in deeeeeep trouble. >]