Muszę przyznać, że jestem pesymistką. Oh, jakże to fatalnie brzmi! Nie mam na myśli może czystego pesymizmu, takiego, którym odznaczają się ludzie ponurzy czy dotknięci nieszczęściem. Jestem pesymiską teoretyczną – wolę po prostu zakładać gorsze i najwyżej zostać mile zaskoczoną. Mimo to nie widzę świata w czarnych barwach, wręcz przeciwnie. Obierając taki, nie inny punkt widzenia, często jestem mile zaskoczona. Jeśli nie jestem mile zaskoczona, to przynajmniej jestem przygotowana.

Ale jest coś jeszcze w wyobrażaniu sobie mrocznej wersji przyszłości, coś co mnie lekko przeraża. Wydaje mi się to po prostu fascynujące. To główny powód, przez który sięgam tak często po dystopie. Jest to idealne przeciwieństwo utopii, wizja świata, który zniszczył, niszczy albo jest bliski zniszczeniu ludzkości. Albo na odwrót: to ludzie go niszczą. W zasadzie często nie trzeba nawet w tym roli samego świata, bo jak to ujęto juz dawno temu „człowiek człowiekowi wilkiem”. Dystopie są historiami o ekstremalnych warunkach i skrajnych przypadkach, ale jedno trzeba pamętać – nie ma książek całkowicie stworzonych przez umysł człowieka i każda, choćby w najmniejszym stopniu, opiera sie na faktach. To prawda, co udowadnia chociażby fakt, że
Orwell swoją mroczną wizję z „Roku 1984” opierał na ówczesnych (1948) wydarzeniach w Hiszpanii. Ktoś powie „hej, w tych czasach to przeciez już tak nie wygląda!”. Co odpowiem? Żeby się rozejrzał, bo może to jeszcze nie rok 1984, ale czasami mam wrażenie, że jesteśmy blisko.

Dzisiejszy odcinek sponsorowany przez podtytuł „Woda jest mokra” i tatka, który demaskuje oczywiste tytuły.